Patron

Patron

Tego pochodzącego z Pomorza brata kapucyna, niepozornego wzrostu i o długiej patriarchalnej brodzie, znała niemal cała międzywojenna Warszawa, a przede wszystkim ci najbardziej potrzebujący: bezdomni, bezrobotni, ubodzy, których z poświęceniem wspomagał.

Adalbert Koplin przyszedł na świat 30 lipca 1875 r. w wielodzietnej rodzinie zgermanizowanych Mazurów. Rodzicami jego byli Lorenz, pochodzenia polskiego, i Berta, pochodzenia niemieckiego. Mimo że matka była luteranką, został ochrzczony w Kościele Katolickim. Mieszkali w dzisiejszym Debrznie na Pomorzu, które w tamtym czasie było miastem niemieckim o nazwie Preusisch Friedland. Szkołę podstawową i średnią ukończył w rodzinnej miejscowości.

Jako nastolatek poważnie zachorował. Powróciwszy szczęśliwie do zdrowia zdecydował wstąpić do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Tak też się stało i w 1893 r. rozpoczął nowicjat w prowincji westfalskiej, który ówcześnie znajdował się w Sigolsheim w Alzacji. Przyjął wtedy imię Anicet. Po roku złożył pierwszą profesję zakonną, a w 1897 r., profesję wieczystą. Święcenia zaś kapłańskie otrzymał w 1900 r.

Pracował w klasztorach Westfalii i Nadrenii. W tym czasie zaczął uczyć się języka polskiego, aby objąć duszpasterską opieką polskich emigrantów zarobkowych zatrudnionych w kopalniach w okolicach Münster. W 1913 r. rozpoczął pracę w Krefeld, gdzie zastała go pierwsza wojna światowa. Został wówczas kapelanem więźniów i jeńców wojennych, głównie Polaków. Ponieważ nie znał ich języka, przełożeni postanowili wysłać go do Warszawy, aby dobrze nauczył się polskiego. Przybył tam 2 marca 1918 r. i pozostał już na stałe. Do tego stopnia utożsamił się z polskością, że postanowił zmienić swe nazwisko dodając polską końcówkę i odtąd znany był jako Kopliński.

Był doskonałym spowiednikiem. Z jego posługi korzystali nuncjusze apostolscy, wśród nich Achilles Ratti, przyszły papież Pius XI, a także kardynał Aleksander Kakowski i wielu innych. Wzywano go często do chorych. Jedną z jego pasji w tym czasie stało się pisanie. Tworzył szkice historyczne na tematy kościelne, pisał wiersze i artykuły publicystyczne.

Nade wszystko zajmował się jednak posługą wśród ubogich, bezrobotnych i bezdomnych, którym pomagał na różne sposoby. Codziennie udawał się na kwestę dla biednych. Nie tylko starał się o pożywienie dla nich, ale też młodym pomagał w nauce, bezrobotnym zaś wyszukiwał pracę. Zjednał sobie pokaźną liczbę ludzi, którzy systematycznie składali ofiary na rzecz potrzebujących. Przy zbieraniu jałmużny doznawał rozmaitych przykrości, upokorzeń, a nawet zniewag. Wszystko znosił cierpliwie. A ponieważ odznaczał się nieprzeciętną siłą fizyczną, zuchwałym śmiałkom potrafił też zdecydowanie się przeciwstawić.

Wielu ludzi urzekała powaga i namaszczenie, z jakim odprawiał Msze św. Uosabiał świętą dobroć, która podbijała serca ludzi i zbliżała ich do Boga. Odznaczał się głęboką pokorą. Nie zwracając uwagi na ironiczne zaczepki podchodził do szydzących z niego z wyciągniętą piuską i prosił o jałmużnę na biednych. Apostołował swoją obecnością i zaangażowaniem, i samym już widokiem jego kwestarskiej torby lub worka. Z czasem spontanicznie obdarzono go tytułami: „jałmużnik”, „św. Franciszek Warszawy”, „opiekun ubogich”, które uwydatniają wrażliwość na niedolę drugiego człowieka i wielką ofiarność tego nieprzeciętnego brata kapucyna.

Na podwarszawskim osiedlu Annopol, gdzie na rozległym terenie należącym do Skarbu Państwa ulokowano osiedle dla bezrobotnych i bezdomnych, zorganizował wraz ze współbraćmi kuchnię wydającą setki posiłków dziennie. Stworzył też specjalny system zbierania pomocy dla potrzebujących, w którym uczestniczyło wielu darczyńców.

Druga wojna światowa zastała go w Warszawie. Po chwilowych ograniczeniach związanych z frontem wojennym, na nowo podjął działalność charytatywną. Potrzeby były teraz o wiele większe niż przed wybuchem wojny.

W nocy z 26 na 27 czerwca 1941 r. gestapo aresztowało Aniceta razem ze wszystkimi kapucynami z klasztoru warszawskiego. Na okres śledztwa umieszczono ich w więzieniu na Pawiaku. Jako obywatel niemiecki łatwo mógł uzyskać zwolnienie, z którego nie skorzystał. Podczas jednego z przesłuchań miał powiedzieć: „Wstydzę się, że jestem Niemcem”.

Z początkiem września 1941 r. został przewieziony do obozu koncentracyjnego Auschwitz. Przy wysiadaniu z pociągu, ponieważ ze względu na wiek nie potrafił zeskoczyć odpowiednio szybko, został pobity. Gdy nie dał rady dotrzymać kroku w marszu, otrzymał kilka ciosów w głowę. Tak skatowanego pogryzł jeszcze pies esesmański.

Jak każdy więzień w okresie kwarantanny, był bity i torturowany. Został umieszczony na bloku 11. jako nieproduktywny, a tym samym skazany na śmierć. Nastąpiła ona około 16 października 1941 r. Trudno ustalić, czy zmarł obozową śmiercią „naturalną”, czy też został zagazowany. Anicet Kopliński pozostał Polakiem do końca i dlatego umierał naznaczony obozowym numerem 20376 z literą „P” (Polen). Umierał po bohatersku, jako brat kapucyn, syn św. Franciszka, który duchem wzniósł się ponad ludzką złość i nienawiść. Swoim narodom, polskiemu i niemieckiemu, pozostawił najcenniejszy skarb jakim była jego bezinteresowna miłość.

Beatyfikowany został 13 czerwca 1999 r. w Warszawie przez papieża Jana Pawła II. Jego wspomnienie liturgiczne przypada 16 czerwca. W 2010 r. z inicjatywy braci mniejszych kapucynów oraz osób świeckich powołana została w Warszawie Fundacja Kapucyńska im. bł. Aniceta Koplińskiego, której celem jest kontynuacja dzieła pomocy najuboższym.